Katedra, kawiarnia i sklep z zabawkami.


 Hej!

Po szwedzku hej znaczy cześć. Opanowaliśmy już ten zwrot!

Zapomniałam napisać o moim najsampierwszym zachwycie. Kiedy wydawałam na promie pierwsze korony (mały szampanik :D) przyjrzałam się banknotom, które w pośpiechu załatwiałam tego ranka. Z dwudziestki uśmiechała się do mnie Astrid Lindgren i sama Pippi :) Ładniejszego banknotu nie widziałam. Dziś sprawdziłam pozostałe: jest Greta Garbo i Birgit Nilsson, śpiewaczka operowa. Ale Astrid ze swoją miną przebija pozostałe.


Póki mam czas, zwiedzamy najpopularniejsze miejsca. Dziś odwiedziliśmy katedrę. Pierwsze wrażenie - w środku jest ciepło! Jak w domu. I pięknie pachnie. Nikogo nie było, więc dzieciaki zagrały na pianinie. Pobawiły się też w kąciku dla dzieci. Piotr zrobił zdjęcie wpłatomatu na ofiarę. Mnie ucieszyła ulotka o katedrze po polsku. 





W związku z wczorajszymi chybionymi decyzjami kawiarnianymi, tym razem zapytałam Fridę o radę i trafiliśmy na piętro starej kamienicy. Spróbowaliśmy samli, o której czytałam na blogach, że jest tradycyjnym szwedzkim deserem. Wygląda jak ptyś, ale smakuje zupełnie inaczej. Ma jakąś przyprawę, nie doszliśmy do tego, jaką, ale jest intensywna w smaku.





Zamówiłam dwie czarne kawy. Pani poprosiła mnie płynnym angielskim, żebym wybrała sobie filiżankę z szafy za mną i nalała kawę, która stoi na podgrzewaczu. Ale ja bym chciała z coffee machine. Aha, to będzie dopłata. 4 korony. 


Szukając intensywnie mieszkania, przestudiowałam dobrze lokalną mapę i postanowiłam, że zabiorę dzieci do fabryki zabawek, która wybijała się na google map. ,,Możecie sobie wybrać prezent, który dostaniecie na urodziny". Pola ma za 2 tygodnie, Oliwer za 1,5 miesiąca. HA HA HA. Chyba moje pragnienie zobaczenia fabryki zabawek przyćmiło mi umysł. Fabryka zabawek okazała się po prostu olbrzymim, świetnie wyposażonym sklepem z zabawkami. Oliwer pierw złapał lego z policjantami, potem porzucił je dla zestawu z szablami pirata, potem dwóch pistoletów, potem zestawu lekarza, aż w końcu dopadł gitarę, założył na siebie i udał się do wyjścia. Plus Piotra mina ,,chyba tego nie przemyślałaś" i Pola  ,,ja też chcę jakąś zabawkę jak Oliwer ma". Ale i tak było pięknie, zapatrzyłam się w szwedzki dom dla lalek.
A Oliwer od policjanta, pirata i lekarza woli być Dziadkiem Leszkiem i po prostu grać na gitarze.
<3




Komentarze

  1. Duże choinki w kościele, wpłatomat lepszy niż koszyk, a w sklepie same brunetki :) Jest dobrze.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ciąża po szwedzku

Poród w Szwecji

Swedish for immigrants czyli moje początki z językiem szwedzkim