Urodziny Poli i pierwszy bałwan

 W piątek Pola skończyła 6 lat! Pamiętam, jak patrzyłam na znajome sześciolatki i nie mogłam uwierzyć, że moja malutka dziewczynka kiedyś będzie miała tyle lat. No i ma.
 Od tygodnia przygotowywała przyjęcie: szykowała w przedszkolu dekoracje i codziennie domagała się rozmowy o przebiegu jej urodzin i wyborze prezentu. Oczywiście najważniejsi na przyjęciu są goście! Zaproszona została Millie z rodziną. Dziewczynki bawiły się, jakby znały się od zawsze, rozmawiały ze sobą(!), każda po swojemu, ale twierdziły, że się całkowicie rozumieją (Piotr pyta: kiedy my to straciliśmy??).







W piątek, dzień urodzin, Piotr z dziećmi poszli do muzeum sztuki współczesnej- na 10 rano. Był to wypad zorganizowany przez otwarte przedszkole, do którego chodzą. Sądziliśmy, że będą tam jakieś specjalne zajęcia dla dzieci, ale nie - dzieci po prostu zajmowały się sobą, podczas gdy rodzice byli oprowadzani przez pracowników muzeum. Genialne, w końcu jakaś aktywność dla rodziców z dziećmi z myślą o rodzicach! Idąc tym przyjaznym torem, Piotr poszedł do muzealnej kawiarni, postawić ciastko swojej jubilatce. I sobie.



Dziś, w niedzielę, obudziliśmy się w Narnii. Po mieście jeździły samochody-igloo. Dzieci od rana prosiły nas o ulepienie bałwana, co przyprawiało nas o dreszcze, w związku z tym, że poprzedniej nocy udało nam się w końcu obejrzeć film - a był to ,,Pierwszy śnieg" (miałaś rację Monia, bałwan już nigdy nie będzie tylko bałwanem). Ale czego się nie robi dla odrobiny lżejszego sumienia! 







Moje wikingi  <3




-Bałwan nad morzem! Ale się wszyscy zdziwią! -krzyczy Pola.










Niedziela w Środzie była naszym dniem odwiedzin rodziców i popołudni z przyjaciółmi. Tęsknimy!, ale musimy sobie jakieś substytuty znaleźć (zawsze to będą tylko substytuty!  Obiecujemy!:))
Odwiedzamy więc kawiarnie i próbujemy powymieniać między sobą tyle słów, uśmiechów, myśli i wydurnień, ile zdołamy. Nie wiem na jak wiele niedziel starczy nam kawiarni. Potem musicie w końcu zacząć nas odwiedzać.



Pola nie boi się próbować nowych smaków (od kiedy skończyła 6 lat chyba!:))





W kawiarni u Irańczyka na stoliku stała ulubiona zabawka Oliwera i Poli - babuszka. Została już jednak ograbiona z mniejszych dzieci, nie była taka zadbana jak u Dziadka.



Piotr podkreśla, że moje brownie mu bardziej smakuje (,,Nie wiedziałem, że mam taką plastyczną mordeczkę!" -ucieszył się.)

Taka lampa stała u mojej Babci Malinki. Pola jest nią zachwycona, ,,to jest przepiękna parasolka!"






 Na koniec parę słów o moim wyjeździe. Niektórzy sceptycy dopytują, czy nadal są dla mnie tacy mili w tej pracy - a są. Wyjazd do Brukseli był dla mnie bardzo intensywny i ciekawy. W samolocie stewardessa stojąca w połowie samolotu zaczęła instruktaż od ,,Ladies and gentlemen... sorry, just gentlemen". Sami samotni mężczyźni w garniturach. Na hotelowym śniadaniu przy stolikach też, po jednym eleganckim mężczyźnie przy małym stoliczku. Cisza, nikt nie rozmawia. Bruksela zdaje się być napędzana przez samotnych, milczących mężczyzn. (Starych, zajechanych? - pyta z nadzieją Piotr. -No nie, naprawdę nic im nie brakuje - odpowiadam zbyt szybko :))

W budynku, w którym mieliśmy konferencję, wsiadłam do jednej z wind. Bardzo zadbana kobieta po 50-tce poinformowała mnie, że jedzie na górę.
- To nic, mogę się przejechać - uśmiechnęłam się.
- Powinnaś pomyśleć o karierze w polityce. Trzeba umieć udawać, że jest się czymś zajętym - odpowiedziała z powagą, ale z zawadiackim błyskiem w oku i w taki  sposób, że nie wątpiłam, że  była politykiem.
:D


I na koniec TVP Polonia zapytała mnie w hotelu:


Wszystkiego najlepszego dla Babci Ulki i wszystkich Babć 💖💖💖

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ciąża po szwedzku

Poród w Szwecji

Swedish for immigrants czyli moje początki z językiem szwedzkim