Zamek w Kalmarze i moja praca



Za mną pracowity i niesamowity tydzień. Dziś w końcu mogłam się zrelaksować, wróć, spędzić czas z rodziną ;)
Poszliśmy dziś do Kalmar Slott, pięknego zamku i głównej atrakcji miasta. W 1598 zdobyli go Polacy, tj. Zygmunt III Waza i utrzymali przez pół roku.
W Zamku nie było ani trochę tak jak w Kórniku (który bardzo lubimy!). Wejście jest oczywiście przez cudny i dzieciom-ślinkę-lecący sklep z pamiątkami. Pani sprzedająca bilety w bynajmniej symbolicznej cenie, do czego POWOLI przywykamy, poinformowała, że szatni nie ma i lepiej zostać w płaszczach. Po wejściu do środka założyliśmy też czapki i rękawiczki :D
 Zamek jest bardzo surowy, żadnych parkietów i papci na buty. Brak zakazów dotykania, pań pilnujących na krzesełkach za drzwiami, żadnych wyrównanych podłóg. Pomieszczenia nie są przeładowane gablotami, ale kuchnia i jadalnia są z pełnym wyposażeniem.
 

Oliwer od razu ładował się na ucztę. W końcu niedziela i idziemy na obiad do Babci Uli. Ten tu niewiele się różni od tego, który zwykle serwuje Ula, Oli był jednak rozczarowany, że nie ma pyz.


Szukałam w Zamku śladów Katarzyny Jagiellonki, której niezwykłą historię czytałam jakiś czas temu w Wysokich Obcasach Extra. Jest poświęcona jej spora gablota, na której widok moja radość pozostała dla Poli niezrozumiała. 



 



Minął pierwszy tydzień mojej pracy na stanowisku koordynatora projektu badawczego na uniwerku. Nie chcę zapeszać, ale jestem bardzo zadowolona. Zgadzamy się z Piotrem co do tego, że w pracy najważniejsi są ludzie i jak jest dobra ekipa to można robić wszędzie. No więc moja ekipa jest bardzo dobra. Biuro dzielę z Fridą, która jest po prostu niesamowita. Bardzo ciepła, pomocna, wesoła, z dużym poczuciem humoru, otwartym umysłem i w dodatku bardzo ładna ( ale nie mam śmiałości wrzucić tu jej zdjęcia bez pytania, może niedługo:)). Ciężko mi przez to trochę zabrać się do pracy, bo gdy siadam to nagle przychodzi mi do głowy pytanie z serii ,,Frida, czy Twoje nazwisko jest panieńskie, czy po mężu? A jak to jest w Szwecji w ogóle?". A Frida odpowiada długo, szczegółowo i z przykładami. Pierwszego dnia dzwoniła dla mnie po przedszkolach i urzędach i załatwiła dla nas wszystko, czego potrzebowałam, a nawet więcej -zdobyła numer telefonu rodziny, która mieszka w mieszkaniu, do którego się przeprowadzimy i poprosiła o zdjęcia mebli, które mogliby nam odsprzedać. I wysłali. Tack!

Drugą osobą, z którą spędzam najwięcej czasu, jest moja szefowa. Jedna z milszych osób, jakie w życiu spotkałam (co mnie trochę stresuje, bo obawiam się, że jej nie dorównuję uprzejmością!). Począwszy od naszej pierwszej rozmowy na Skypie, aż do teraz, nie wychodzę ze zdumienia. Może jakieś przykłady. Wiedząc, że w środę nie będzie pracowała na uniwersytecie, napisała maila z prośbą do Fridy - i do wiadomości do mnie- żeby zjadła ze mną lunch, abym nie jadła sama. A gdy w czwartek po spotkaniu z poprzednim managerem projektu spotkałam ją na korytarzu i zapytała, jak tam po, i powiedziałam, że on ma taką wiedzę i doświadczenie, że martwię się, czy będę w stanie być takim wsparciem dla niej jak on, ona przytuliła mnie (!) i powiedziała: ,,zatrudniłam cię dla ciebie, dla twojego doświadczenia jako psychologa i twojego wykształcenia! Zrobisz to inaczej, po swojemu, o nic się nie martw". I jeszcze piątek - musiałam być na Skypie z moją szkołą psychoterapii, żeby zaliczyć ostatni zjazd- oczywiście się zgodziła, chociaż to mój pierwszy tydzień pracy. Zajęcia trwały do 20-tej. O 16-tej, przed wyjściem z pracy, weszła moja szefowa -  z którą jesteśmy na ty - i przyniosła mi na tacy do wyboru kawę i herbatę i przeprosiła, że nie ma żadnych owoców. Taki człowiek! Jej maile zaczynają się od podziękowań i kończą na życzeniach.  Poza tym codziennie umawia się ze mną na lunch i opowiada o Szwedach z perspektywy Brytyjki. Jestem zauroczona.

Niemal równie miłe są wszystkie osoby, które poznałam w pracy. A poznaję je na fikach -spotkaniach przy kawie i ciastkach. Pierwsza fika jest o 9:30, wszyscy chętni spotykają się w pokoju socjalnym, potem lunch od 12 do 13-tej i fika o 14:30. Pracuje się osiem godzin, nie sześć  - były takie eksperymenty i poszła w Polsce taka fama. 

Do pracy jeżdżę autobusem, samochody nie są popularne, raczej korzysta się z autobusów i rowerów. Uniwerek jest obok liceum i mam okazję podczas jazdy poobserować nastolatki. I tak, tu też jest absurdalna moda na chodzenie bez skarpetek. W adidasach i spodniach przed kostki. Z dziurami na  kolanach. Póki co jednak nigdy nie było chłodniej niż -1, chociaż wątpię, żeby -10 zrobiło im różnicę  ;D 
Poza tym jak chodzi o styl to nie widziałam ani jednej kobiety w obcasach, cienkich rajstopach czy szmince - widać, że wygoda i praktyczność są dla tubylców najważniejsze. Dzieci są ubierane tak jak  u nas na narty- chociaż jest tu taki sam klimat jak w Wielkopolsce i taka sama temperatura. Przedszkolaki nie noszą rajstop ani dżinsów, tylko spodnie ,,od kombinezonu". I bawią się na dworze dłuugo.

Nie chcę robić zdjęć w pracy, nie ma pewności, czy to legalne ;) Mam więc tylko moje gadżety - ulubiony kubek kawowy i biurkowa trójca (towarzysząca mi od czasów liceum:)): tchórzliwy dinozaur z Toy Story -przypomina, żeby mieć dystans do siebie i się uśmiechnąć, piramida z bursztynem od taty - ma podobno moc poprawy koncentracji (mi  na pewno przypomina, że tata we mnie wierzy) i kompas - żeby pamiętać, że życie to ,,przygoda ach przygoda, każdej chwili szkoda". 


Zrobiłam zdjęcie mojego piątkowego lunchu, który jadłam wyjątkowo samotnie w związku z zajęciami na Skypie - i widoku z kantyny na ogród i padający śnieg. Duże okna i dużo drewna sprawia, że uniwerek jest bardzo przyjemnym miejscem. Wiosną i latem stoły stoją w ogrodzie. Jedzenie jest bardzo dobre, tutaj mam tartę ze szpinakiem i z łososiem.  



I jeszcze kilka scen z życia rodzinnego :)







Zero stopni? Dobra pogoda, żeby spotkać się z przyjaciółmi i malutkimi dziećmi na grilla!



 Żeby mi nie przeszkadzać w zajęciach na Skypie, Piotr poszedł z dzieciakami na kryty plac zabaw.
4 500 m2, gdzie na wszystkie elementy mogą wchodzić też rodzice - Piotr wyglądał na zadowolonego, gdy wrócili trzy godziny później :)

Jutro lecę na trzy dni do Brukseli na spotkanie wszystkich partnerów projektu. Hu hu hu HUUU! 
Trzymajcie kciuki! Za Piotra też :D

Komentarze

  1. tam koło zamku, jest cmentarz koło starego KomVuxu, leżą na nim min. rycerze, którzy wrócili z potopu ...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ciąża po szwedzku

Poród w Szwecji

Swedish for immigrants czyli moje początki z językiem szwedzkim